Z bólem pleców
położyłem się do łóżka. Włączyłem poduszkę elektryczną, ułożyłem się w miarę
możliwości najwygodniej jak tylko mogłem i czekałem na przyjście lekarza –
siostrzenicy Beaty. Nudno było trochę, więc włączyłem radio i wyciszyłem je
tak, aby w spokoju półtonem dolatywały dźwięki z głośników. Po chwili, kiedy
ból nieco ustał, wstałem aby zrobić sobie herbaty z cytryną i wziąć jakieś
dobre ciastko Dr Gerard do przegryzienia. Do wyboru nie pozostało mi zbyt
wiele, gdyż już wcześniej zjadłem je sam, natomiast później wraz z Beatą. Ze
wszystkich jakie miałem:
- ciastka pełnoziarniste
- ciastka Ghosters o smaku keczupowym lub serowym – nowość
od Dr Gerarda
- Pryncypałki – wafelki w czekoladzie
- pierniki
- draże
Jedynie tych ostatnich nieco się ostało – i ostatek
Pryncypałów. Herbatę wypiłem dość szybko, gdyż miałem straszną ochotę aby napić
się coś gorącego. A później wziąłem książkę – i znów położyłem się do łóżka. Draże
powoli znikały z miseczki. Ręka jakoś automatycznie sięgała po smaczne
kuleczki… W pewnej chwili poczułem się nieco unużony. Na chwilę odłożyłem
książkę na bok – i nie wiem nawet kiedy zasnąłem… Obudził mnie dzwonek do
drzwi. Wrzuciłem na siebie szlafrok i będąc pewny że to pani doktor, skrzywiony
poczłapałem do drzwi. Po otwarciu okazało się jednak, że nie ma tam nikogo… A
może to mi się śniło – pomyślałem… Ale z góry doleciały mnie jakieś odgłosy. No
to schodek po schodku wszedłem na wyższe piętro, aby dowiedzieć się czegoś od
Beaty. A ona wyjaśniła mi, że przed chwileczką jakiś domokrążca do niej pukał i
coś tam oferował… U mnie to też on musiał być.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz