Grudzień to taki
miesiąc, że zawsze jest „pod górkę”… Ostatni miesiąc roku jest tak dla mnie – a
z tego co się orientuję to nie tylko mnie - specyficzny, że nie da się go
porównać z żadnym innym miesiącem. Najkrótsze dni w roku dają się we znaki i na
wszystko brakuje czasu – a zajęć jest tak dużo, że można byłoby obdzielić nimi
jeszcze ze dwa kolejne miesiące… Bilanse, balanse, balasty, bałagany, bóle
głowy i krzyży… Albo trzeba mieć odpowiednie poczucie czasu, albo niczym się
nie przejmować. Osobiście staram się aby jednak mieć w swojej świadomości to, w
jakim w danej chwili czasie i miejscu się znajduję. I tak – jak co roku – w
ostatni dzień listopada nastawiłem ciasto na kiszony świąteczny piernik. Mąka,
mleko, soda oczyszczona, miód, przyprawa do pierników – oraz jeszcze parę
innych rzeczy… Wrzuciłem to wszystko do kamiennego gara, wymieszałem, dokładnie
przykryłem aby jakiś nieborak nie zechciał mi tego podjeść – i odstawiłem w
chłodne miejsce. Ten przepis mam sprawdzony – dawno temu dała mi go babcia.
Zawsze bardzo wiele myślę wtedy o swojej babci… Przygotowanie ciasta na kiszony
piernik, to znak, że należy zacząć przygotowania do świąt Bożego Narodzenia.
Czasem jednak ciężko jest aby się zmobilizować do tych przygotowań. Teraz też
tak miałem – a bo początek grudnia to sobota i niedziela, później „szewski”
poniedziałek, „Barburka”… Święty Mikołaj zmobilizował mnie jednak do działania!
Tym razem przyniósł mi słodycze firmy Dr Gerard:
- ciastka pełnoziarniste
- Pryncypałki – wafelki w czekoladzie
- pierniki
- draże
Zaraz po tym jak rozpakowałem zawartość worka który
dostałem, usiadłem i spróbowałem czy dobre – choć z góry wiedziałem że nie ma
lepszych… Poczułem przypływ energii. Przypomniałem sobie o tym, że przecież ciasto
nastawione na piernik mam zamieszać!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz