EPIZOD LX
Dawno, dawno temu w
odległej galaktyce…
Na planecie Toola
trwa świętowanie po udanym ataku na centrum dowodzenia Imperium…
Jednak wysłannicy Imperatora
nie dają za wygraną…
W
moim domu nie mamy powodów do radości. Co prawda Marysia po tygodniowym
chorobowym wróciła dzisiaj do szkoły. Jednak Krzysiek w piątek miał ostatni
trening w tym roku. Może się okazać, że dla Niego może to być ostatni trening
na najbliższe miesiące. Pechowo upadł na piłkę i wylądował na izbie przyjęć. Siedzieliśmy
tam chyba ze trzy godziny. Dobrze, że miałem słone przekąski „dr Gerard”, była
pora kolacji a ortopeda nie miał czasu zejść na SOR. Tak siedzieliśmy i
siedzieliśmy, takich modeli jak mój syn było czterech. Każdy po upadku na
lekcji wf- u albo po grze w piłkę. Dobrze, że Marysia poszła na nocowanie do
kuzynki, nie musieliśmy się martwić jak ją zabawiać. Gdy chłopaki zjedli nasze
krakersy, jedna z mam wyjęła Pryncypałki – wafelki w czekoladzie. Tak przy
słodyczach i ciekawych rozmowach mijały kolejne godziny oczekiwania. W międzyczasie
byliśmy wysyłani na RTG, śmiesznie, bo jeden po drugim szli w kolejności jak na
poczekalni, tylko mój junior musiał jechać na wózku. Gdy już doczekaliśmy się
przyjścia lekarza i zjedliśmy wszystkie słodycze. Zostaliśmy wezwani, mnie
wyproszono, z chorym mógł wejść tylko jeden rodzic. Po dziesięciu minutach
wyszła żona i oznajmiła, że idą na założenie gipsu. Gdy wrócili Krzysiek
siedział w jednej nogawce dresów a drugą trzymał na kolanach, ponieważ szyna
gipsowa uniemożliwiła założenie spodni. Buta też niosła mama. Gdy już byliśmy w
samochodzie zostałem poinformowany, że Krzysiek ma skręcony staw skokowy i
zerwane wiązadła. I jeżeli jeszcze chce grać to musi stosować się do zaleceń
lekarza i oszczędzać nogę. Wracając do domu musiałem wejść do sklepu po draże „dr
Gerard” na osłodę tego pechowego wieczoru.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz