Łyżwy i
to co po łyżwach.... Dziś po świąteznej długiej przerwie od nic
nie robienia tylko siedzenia przy stole i zajadania się świątecznym
jedzeniem i odwiedzaniem rodziny i znajomych i znów zajadania się
wszystkim co tak tuczy, postanowiliśmy się wybrać z całą rodziną
na łyżwy, które od paru dni są czynne na nowo powstałym
lodowisku przy stadionie miejskim. Jest to coś nowego w naszym małym
mieście i liczyliśmy się z tym że ludzi może od groma. Także
dzień sobie zaplanowaliśmy łądnie. Rano zjedliśmy pyszną
jajecznice, po jajecznicy dzieci zjadły ciasta pełnoziarniste,
udaliśmy się do kościoła, po kościele jeszcze raz wzieliśmy
dzieci na rynek nasz trójkątny, które są tylko takie trzy w
Europie, na świecie nie wiem ile takich jest. Dzieci znowu chciały
sobie porobić jakieś zdjęcia przy choince , przy mikołaju i przy
aniołkach. Po tym udaliśmy się na lodowisko, ludzi było trochę,
ale nie aż tak dużo jak się spodzielawliśmy. Wypożyczyliśmy
sobie z żoną łyżwy, dzieci miały swoje łyżworolki, w których
zmieniłem tylko płozy na takie jak od łyżwech. Jeszcze przed
wejściem na lodowisko, dzieci wzieły sobie po garści draży od Dr
Gerarda, już chyba nie muszę wspominać jak im smakują słodycze
od Dr Gerarda. Na lodowski spędziliśmy 45 min , na tyle pozwala
regulamin lodowiska. Po dość intesywnej zabawie, każdy już był
zmęczony i marzył aby coś zjeść. Udaliśmy się wieć do
dziadków, na popołudniową kawkę. Dziadki przygotowali
pierniki, pryncypałki – wafelki w czekoladzie, oraz nowość
ciasta Ghosters o smaku serowym lub keczupowym Dr Gerarda, dzieci
były zadowolone z takiego popołudnia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz