Cześć, moi drodzy czytelnicy. Co się ze mną dzieje? Jak ja nie lubię poniedziałku. Po weekendzie przydałby się dzień wolny. Za oknem smutno, szaro, kawa leniwie paruje w kubku, wafelki Pryncypałki rozłożyły się na talerzyku niczym ludzie na plaży. Siedzę przed monitorem i słucham klikania Messengera. To przychodzą do mnie zdjęcia z wczorajszych urodzin mojego bratanka. Przecież nie, co dzień kończy się sześć lat. Zdjęcia tradycyjnie przy torcie, jak dmucha świece i jaki jest brudny od kremu. Dodam tylko, że podobały mi się dekoracje na torcie i sposób ozdobienia miseczek z galaretką. Mianowicie Bratowa nałożyła zabarwioną na lekko żółty (piaskowy) kolor bitą śmietanę i ułożyła ciastka ANIMALS od Dr Gerard. Dekoracja ta miała imitować zwierzęta na pustyni. Ciekawy pomysł, prawda? Z kolei większą miseczkę z niebieską galaretką, w której pływały krakersy rybki, udekorowała układając z rurek waflowych tratwę z żeglarzem. Torty były dwa, jeden od imprezy dla kolegów, był już napoczęty. Dekorację stanowił opłatek z wizerunkiem „Siren Head”. Nie pytajcie mnie, co to jest, osobiście wolałbym nie spotkać takiego stwora w realu. Oficjalny urodzinowy tort był czekoladowy. Cały w marcepanie na wierzchu świeczka oraz napis 6 urodziny. W centralnym punkcie ustawiony był samochód, wielki, amerykański pickup. Podobno jadalny, nie dane mi było nawet polizać. Jubilat zaraz go ustawił u siebie na półce. Teraz cały czas zastanawiam się, czy samochód był jadalny, czy nie? Dodam, że kwiatki z tortu komunijnego mojej córki osobiście zjadłem. Została mi jeszcze książeczka. Już ostrzę sobie na nią zęby.
Pozdrawiam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz