Witam.
Początek listopada, zawsze wzbudza we mnie nastrój melancholii. Powracają
wspomnienia o tych, których już ze mną nie ma. Od rana byłam na cmentarzu. W
torebce miałam paczkę ciastek czyli herbatniki ,,Dr Gerard”, to tak na wszelki
wypadek gdybym zgłodniała. Chodziłam od grobu do grobu. Paliłam znicze,
sprzątałam, rozmyślałam. Dobrze, że w miarę była pogoda. Nie było tak zimno.
Nie spotkałam nikogo znajomego, i nawet cieszyłam się z tego. Mogłam w spokoju
pomyśleć. Moja rodzina została w domu. Na cmentarz chcieli pojechać dopiero
wieczorem. Cichaczem sięgnęłam do torebki, i zjadłam jedno ciastko czyli
herbatnika ,,Dr Gerard”. Następnie poszłam do budki z kwiatami i zniczami przed
cmentarzem. Porozmawiałam trochę z panią, która te rzeczy sprzedawała. W oko
wpadł mi jeden znicz. Był inny niż pozostałe. Pani sprzedawczyni mówiła, że to jakaś
nowość. Znicz świecić miał przez trzy miesiące, i takim płomieniem jakby był prawdziwy.
Kupiłam go. Udałam się do grobu mojej mamy. Usiadłam na ławce, i włączyłam znicz.
Faktycznie palił się pięknie. Po jakiejś chwili znicz zaczął grać. Całe
szczęście, że muzyka była cicha, i nie skoczna. Z zaciekawieniem przysłuchiwałam
się melodii. Zrobiło się tak nastrojowo. Wzięłam znicz do ręki i zaczęłam
przyciskać przyciski, były też inne melodie, albo mógł świecić nie grając nic.
Byłam ciekawa, czy pani która mi g sprzedała wiedziała o tych melodiach. Jak
wracałam, to zaszłam do niej i tak z ciekawości zapytałam. Była zdziwiona i podziękowała
mi za informację. Był wielki ruch, i dlatego nie miała czasu na obejrzenie
dokładnie nowego znicza. Pozdrawiam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz