Już po Świętach, wracamy do normalności i do zrzucania zbędnych kilogramów. Okres świąteczny nie pomaga w odchudzaniu się. A okres plażowy coraz bliżej. Za nami dwa dni jedzenia. Normalnie dziennie mam trzy posiłki śniadanie, obiad i kolacja. W między czasie jakieś słodycze w charakterze podwieczorka. A przez dłuższy weekend, posiłek trwał od dziewiątej rano do dziewiątej wieczorem. Jeden niekończący się obiad. Zachowując wszystkie zasady bezpieczeństwa, spotkaliśmy się z rodzicami. Jednego dnia u Teściowej, drugiego u moich. Ubolewam, że nie mogliśmy spotkać się z bratem u mamy, by nie przekroczyć wyznaczonej liczby gości. W każdym domu stoły się uginały pod ciężarem jedzenia a lodówki pękały w szwach. Moja córka miała już dość wypasionych placków, chciała herbatniki „dr Gerard”. Babcia to przewidziała, nie miała herbatników, ale miała biszkopty z galaretką. Jednak nie było niespodzianki, znałem menu każdej Babci. Zastanawiacie się, dlaczego? Ponieważ przez kilka dni trwała burza mózgów, giełda pomysłów. Co lubią twoje dzieci? Skąd mam brać pomysły na świąteczne ciasta i desery? Czy przyjdziecie na obiad? Co wolicie sernik czy makowiec? Mam zrobić makowiec czy deser z truskawkami? Wcale się nie dziwię, pomysłów jest dużo a dzieci są bardzo „wymagające”. Ja mówię, że mają za dobrze albo, że im się w tyłkach poprzewracało. Dzisiaj lubią sernik, wczoraj wolały makowiec a jutro będą chciały deser z owocami i bitą śmietaną. Okazało się, że trzy gospodynie zrobiły trzy serniki, trzy mazurki i trzy baby wielkanocne. Każda miała owoce w miseczce i ciastka Pryncypałki. Teraz trwa wymiana, od rana latam i przenoszę od jednego domu do drugiego, mięso, ciasta i sałatki. Tak, aby każdy spróbował jak największą ilość potraw.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz