Parę dni temu rozpoczęłam prace w ogrodzie, bo była ładna pogoda. Dzisiaj obudziłam się, a na podwórku jest biało i jeszcze pada. Nie było, to dla mnie zaskoczenie, bo jak mówi przysłowie kwiecień plecień, bo przeplata trochę, zimy, trochę lata. Pewnie, to ostatnie podrygi królowej śniegu. Zwlekłam się z łóżka i na pół śpiąco podeszłam do ekspresu, by zrobić sobie kawę. Na talerzyk wydzieliłam sobie parę herbatników produkcji Dr. Gerarda. Chrupiąc ciasteczka planowałam dzisiejszy dzień. Myślami przebiegałam co ugotuje na obiad dla całej rodzinki. Przesadzę domowe kwiaty w garażu. Pobawię się z dziećmi klockami i poczytam im książeczkę. Te rozważania zagłuszył dzwonek telefonu. To siostra dobijała się z pytaniem czy przyjedziemy do niej. Na początku wymyślałam powody, by nie jechać. Jednak przekonała mnie mówiąc, że nasze pociechy będą się wspólnie bawiły. Mam jechać od razu po śniadaniu. Jak widać plany poszły na boczne tory. Powiedziałam dzieciom o zaproszeniu do cioci Marysi. Bardzo się ucieszyły i szybko zjadły śniadanie. Po drodze wstąpiłam do sklepu po owoce i pryncypałki Dr. Gerarda. Gospodarze już na nas czekali. Pięcioro maluchów zrobiło wielki hałas, ale my jesteśmy do niego przyzwyczajeni. Najmłodszy Maciuś był ze mną, a reszta poszła do pokoju. Wspólnie z Marysią piliśmy kawę i chrupaliśmy smakołyki Dr. Gerarda. Dzieci podbiegały do stołu i częstowały się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz