Wcześnie rano obudził mnie telefon. To dzwonił tata z wiadomością, że mama źle się czuje. Nie jest jeszcze tak źle, żeby zadzwonić na pogotowie. Rano pojechałam z mamą do lekarza rodzinnego. Chociaż mama nie miała terminu. Chwilę poczekaliśmy przed gabinetem. Pani doktor od razu nas przyjęła, tylko zadzwoniła do rejestracji po kartę pacjenta. Mama ma problem z wysokim ciśnieniem oraz jest bardzo słaba. Pani doktor przebadała i zleciła zrobić EKG serca. Badanie powtarzano trzy razy, bo wynik jej się nie podobał. Podejrzewała niemy zawał serca. Pani doktor chwilę myślała, w końcu podjęła decyzje o wezwaniu karetki. W czasach pandemii tylko w wyjątkowych sytuacjach przyjeżdża pogotowie. Po dwóch godzinach przyjechała karetka. Za nim ruszyli, to założyli wenflon i zrobili EKG. Ja oczywiście czekałam koło samochodu. Sanitariusz oznajmił mi, że mamę zabierają na SOR do szpitala Żeromskiego. Mogę dopiero za parę godzin przyjechać po informacje co dalej. Wróciłam do domu rodziców, by spakować rzeczy do siatki. Tatę musiałam uspakajać, bo się denerwował. Ja też byłam zaniepokojona, ale nie chciałam okazywać. Zaproponowałam kawę tacie. Z chęcią się zgodził i wyjął z szafki biszkopty z galaretką Dr. Gerarda. To nasze ulubione smakołyki tego producenta. W końcu wzięłam ubrania, pocieszyłam tatę i pojechałam do szpitala. Jak się okazało mogłam jeszcze dłużej poczekać w domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz