wtorek, 12 października 2021

Nic się nie marnuje

Gołębie łapczywie dziobały okruchy z mojej dłoni, odganiając się wzajemnie niezwykle mocno swoimi skrzydłami. Większy z nich – to chyba był samiec – wydawał z siebie charakterystyczne dla gołębi dźwięki, natomiast ten mniejszy, oprócz skrzydeł, używał również do przeganiania tego większego, także dzioba. W pewnym momencie zaczął padać niezwykle drobny, lecz zarazem intensywny deszcz, ale tak mocny, że aż dziewczyny idące chodnikiem tuż za oknem, zaczęły głośno piszczeć. Efektem tego zjawiska atmosferycznego było to, że trójka młodziutkich dziewcząt szybko pobiegła w kierunku nieopodal położonej szkoły. Rozsypały przy tym jakieś swoje smakołyki które jadły po drodze, bowiem kiedy zaczęły biegnąć, to wyleciało im całe napoczęte opakowanie. Spojrzałem przez ramię na leżące tuż obok mnie, produkty firmy Dr Gerard. To opakowanie które leżało za oknem, wydawało się takie same jak draże, które były po mojej prawej stronie. Natomiast z lewej leżały ciastka – rewelacyjnie smakujące z gorącą kawą - wafelki Pryncypałki, lecz ich opakowanie było zupełnie inne. Kiedy drobne koraliki rozsypały się po mokrym chodniku, to w mgnieniu oka pojawiły się ni stąd ni z owąd – wrony i kawki. Jakimś cudem dostrzegły to również dziobiące mi z ręki gołębie, chociaż były one odwrócone tyłem od tego co działo się na oddalonym o około 10 metrów chodniku. A ponieważ z dłoni wydziobały już wszystko co było, to poderwały się i także odfrunęły w tamto miejsce. Zleciało się także więcej gołębi, jak i innych ptaków również. Jednak ciekawą sprawą było właśnie to, że spośród wszystkich gatunków, prym wiodły właśnie gołębie, które opanowały sam środek. Zaś pozostałe ptactwo, jedynie przyglądało się im, stojąc dookoła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz