Poniedziałek,
jak ja kocham poniedziałek. Możecie mnie nie rozumieć, ale to prawda. Po takim
weekendzie, jak ten ostatni to czekam na dzień powszedni. Dzieci najedzone,
umyte, ubrane, ze śniadaniem do szkoły oraz z czymś słodkim od „dr Gerard” odprowadzam
do szkoły. Żona w pracy, a ja odpoczywam. Robię swoją robotę, bez bzyczenia nad
głową. Mogę spokojnie wykonać pracę, którą mi zlecono. Dziwicie się, dlaczego
weekend był tak męczący? Więc zaczęło się spokojnie, sobota rano byliśmy na Tomka
meczu (wygranym 5 do 0), potem dzieci umówiły się z kolegami. Z pustą ręką nie
poszły, dostały ciastka Jungle – nowy produkt dr Gerard dla każdego. Wolna chata
„starzy” szaleją. Niestety! Teściowa zadzwoniła żeby zawieść ją do wnuczki na
imieninki. Było to nowe doświadczenie, być na imprezie dziecięcej bez swoich
dzieci. Po pod wieczór wracaliśmy do domu. Po drodze odbieraliśmy naszych
milusińskich, Tosia niechętnie, ale wyszła od koleżanki. Następnie wjechaliśmy po
Tomka i jego kolegę. Było ciemno, samego Krzysia nie puścimy. Postanowiliśmy go
odprowadzić do domu, a że przyjaźnimy się z jego rodzicami, to zostaliśmy na
minutkę. Coś wypiliśmy, pociechy zjadły jakieś słodycze. Minęły dwie godziny,
przyszedł czas iść spać. Tosia była tak zmęczona, że chciała spać w kurtce i
butach. Na siłę wzięła prysznic i poszła spać. Tomek jeszcze chciał obejrzeć trochę
meczu, ale też zasnął. Moje kochana Żona miała chwilę, by przygotować obiad na
niedzielę. Przed pójściem spać zarobiła jeszcze placek, bo nazajutrz
spodziewaliśmy się gości. Ale to już temat na kolejny wpis.
Pozdrawiam L K
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz