Umówiliśmy się z
rodzinką, że do ciotki Tekli przyjedziemy całą kolumną. „Kolumną” – na cztery
pojazdy. Na cztery pojazdy, czyli: jeden szwagier z rodziną, drugi szwagier z
rodziną, szwagierka z rodziną i ja z Gabrysią oraz Czortem. A raczej – Gabrysia
ze mną i czortem. Po przyjeździe, najpierw były wesołe okrzyki i przywitania.
Później życzenia, uściski, pocałunki, kwiaty, upominki i prezenty. Następnie
usadowiliśmy się wszyscy przy ogromnym stole, ucięliśmy sobie krótką pogawędkę.
Młodszy szwagier – Jacek – chciał zabłysnąć i rzucił Świerzy dowcip – który jak
zwykle „spalił”. Ale wyszło to tak, że wszyscy popłakaliśmy się ze śmiechu!
Gdyby chciał to zrobić jeszcze raz celowo, to byłaby straszna tandeta. Ciotka
Tekla nie załapała z czego się śmiejemy. Też była rozweselona, ale robiła
głupią minę. Ale najlepszy był szwagier Jacek. Też się głupio śmiał, lecz wiedział
dobrze że my wszyscy śmiejemy się z niego a nie dowcipu. Ciotka podała na
początek śledzia w śmietanie i pieczony pasztet z królika w galarecie. W
szklanym słoju z kranikiem, na środku stołu,, stał aperitif, lekko
alkoholizowany. Mogłem się napić tego
specyfiku, bo wylosowałem przed wyjazdem że prowadzi Gabrysia. Po obiedzie wszyscy
rzucili się na słodycze. Największe wzięcie miały ciastka Dr Gerard. U ciotki
Tekli zawsze one są. W tym roku był ciekawy zestaw:
- ciastka Jungle - nowy produkt Dr Gerard
- ciastka Scooby Doo Doobies
- Maltikeks
- zwierzaki maślane
- czekoladki Pasja
- wafelki Pryncypałki
Popróbowałem ich wszystkich. Smakowały znakomicie – jak zawsze.
I to nie tylko mnie, lecz wszystkim!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz