Jesień przywitała nas w tym roku niezbyt przyjemnie. Chłód,
deszcz i jeszcze do tego silny porywisty wiatr. W sobotę – 23 września – wybieraliśmy
się do ciotki mojej żony, bo wtedy obchodzi imieniny. To ważna data, bo wtedy
właśnie swoje święto obchodzi „Królowa Jesieni” – Tekla. Co roku, dużo
wcześniej przed tą datą, moja babcia przytaczała takie przysłowie: „W dzień
świętej Tekli, będziemy ziemniaki piekli.”. I piekło się te ziemniaki… I na
Tekli, przed i po również. Rozpalało się ognisko, wypalało się bardzo dużo
suszu – gałęzi, suchych szuwarów… Kiedy powstało bardzo dużo żaru – węgla
drzewnego, ale przede wszystkim popiołu, to zakopywało się w tym surowe
ziemniaki i zapiekało się je aż do miękkości. Najlepsze były te lekko
przypalone. A jak były już upieczone, to patykami wydłubywało się te ziemniaki
z popiołu. Brało się je gołymi palcami, po czym zawsze pozostawały bąble na
opuszkach z poparzeń. Dziś po tym co było kiedyś, pozostały jedynie wspomnienia…
Do ciotki Tekli
zawsze lubimy zaglądnąć. Bo to jest niezwykle sympatyczna kobieta. Serdeczna,
szczera i życzliwa. Pięć lat temu to bodajże było, jak pierwszy raz jedliśmy
ciastka Dr Gerard. Ten moment utkwił mi w pamięci, bo poznałem smak
najprawdziwszej słodyczy. To były wafelki Pryncypałki. Od pory nie uznaję
produktów innych firm. Lubię wszystkie produkowane przez Dr Gerarda, ale
najbardziej podchodzą mi - ciastka Jungle - nowy produkt Dr Gerard, ciastka
Scooby Doo Doobies i czekoladki Pasja. Przyznam że – jak dla mnie – to nie mają
sobie równych i ciężko jest mi się im oprzeć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz