Kilka tygodni temu,
jak robiłem przegląd zakamarków – to znaczy szaf, szafek, regałów i szuflad, to
znalazłem tam fajną zabawkę sprzed wielu, wielu lat. To był latawiec w
kształcie spadochronu – a właściwie raczej zwykły spadochron, tylko taki
miniaturowy. Ma on około półtora metra rozpiętości, kilka linek, do końców
których przyczepiona była plastikowa postać skoczka. Ten skoczek był bardzo
lekki – to taka butelka w kształcie człowieka, która posiada zakrętkę, by można
było ją napełnić wodą dla obciążenia, w razie potrzeby gdy jest mocny wiatr. I
tak sobie dziś przypomniałem o tym „latawcu – spadochronie”, bo jesienna
wietrzna aura jaka dziś jest, przypomniała mi o tym, jak to będąc małymi
dziećmi, bawiliśmy się z kolegami tą zabawką. Organizowaliśmy nawet zawody –
kto potrafi wyżej wzbić spadochron i komu dłużej uda się go utrzymać w
powietrzu. Przyznam że sprzęt nie jest zniszczony. Zachował świetnie swoje
biało czerwone kolory – wygląda zatem jak „skoczek narodowy”. Zadzwoniłem do
Leszka z taką propozycją, aby przypomnieć sobie dawne dobre czasy i odświeżyć
zabawne wydarzenia sprzed lat… Aura sprzyja, sprzęt leży bezczynnie – potrzeba
jedynie chęci. Leszek przystał na moją propozycję bez najmniejszych oporów.
Przy okazji zapytałem go o to, jak smakowały ciastka Dr Gerard, te które kupił
sobie wtedy kiedy spotkaliśmy się w sklepie. Odpowiedział że były rewelacyjne.
Postanowiłem że wstąpię do sklepu i przyniosę mu kilka paczek… I tak też
zrobiłem. Wziąłem:
- ciastka Jungle - nowy produkt Dr Gerard
- ciastka Scooby Doo Doobies
- słodycze
- Maltikeks
- zwierzaki maślane
- czekoladki Pasja
- wafelki Pryncypałki
Zaraz po tym jak przybyłem, zabraliśmy spadochron i
wszystkie ciastka i wraz z dziećmi – Krysią oraz Tomkiem, poszliśmy w plener.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz