wtorek, 2 lipca 2019

Ale koncert cz. II


Witam. W poprzednim poście pisałam Wam, o wyjeździe na mój wymarzony koncert. Mąż nie był zachwycony tym pomysłem, ale w końcu mnie zawiózł. Zabrałam ze sobą dużą ilość słodyczy ,,Dr Gerard”. Trochę na osłodę czekania na mnie zostawiłam mężowi, i mężowi mojej koleżance, którą namówiłam by poszła razem ze mną. Kiedy dopchałyśmy się pod samą scenę, było ciasno jak w keksie bakaliom. Rozpakowałam paczkę ciastek Wielozbożowych Vit’am, i zaczęłyśmy jeść, czekając aż się zacznie.. Na początku zagrali jacyś młodzi wykonawcy, nic ciekawego. Zresztą każdy lubi to co lubi. Kiedy na scenę wszedł nasz wymarzony wykonawca, byłyśmy w siódmym niebie. Pierwsze dźwięki, i zaczął się szał. Były piski, krzyki, wspólny śpiew. Tańczyłyśmy razem z tłumem, a właściwie nas unosili. Tłum szalał. W wolnych utworach zjadłyśmy po ciasteczku CC ,,Dr Gerard”, i zrobiło nam się jeszcze lepiej. Sodko, ciepło, i ta muzyka. Straciłyśmy kontrolę nad czasem, bisom nie było końca. Dopiero na samym końcu pomyślałyśmy o naszych mężach, właściwie przypomniałyśmy sobie o nich. Zamordują nas gołymi rękoma. Ale co tam żyje się raz. Jeszcze po ciasteczku Wielozbożowym Vit’am , jeszcze jakiś bis, jeszcze kilka fotek, i można było wracać. Było grubo po północy. A do domu daleka droga. Zanim wyszłyśmy z placu, na którym odbywała się koncert, minęło jeszcze pól godziny.  Co było dalej, o tym w następnym poście. Pozdrawiam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz