Podejrzewam, że każda szanująca się pani domu miotająca się po kuchni w próbie pogodzenia dekoracji baby wielkanocnej z wymiataniem pajęczyn zza regału na takie dictum ma ochotę mi przyłożyć przez łeb ścierą, pajęczyną oraz babą.
Od kilku lat mam w serdecznym poważaniu i końcu odwłoka święta, porządki świąteczne, przygotowania świąteczne, zakupy świąteczne w tym najsmaczniejszych ciasteczek z firmy dr. Gerard i o ile jeszcze nadejście Bożego Narodzenia jakoś rejestruje, to Wielkanoc mi umyka. Na Tajwanie mniejszość chrześcijańska może i jakieś Easter obchodzi, ale nie widziałem tłumów z palmami, kiermaszu akcesorii święconkowych, czy dekoracyjnych pisanek na witrynach sklepowych, o baziac, króliczkach, koszyczkach, barankach i kurczątkach nie wspominając.
Chociaż nie, kurczątka widziałem. I to było smutne. Bowiem na mojej ulicy zlokalizowanych jest kilka-kilkanaście szkółek językowych, gdzie uczniowie poznają takie tradycje jak – Halloween, Walentynki, Święto Dziękczynienia oraz Wielkanoc. A że Tajwańczycy mali i duzi to gadżeciarze i kochają okolicznościowe drobiażdzki, to rzucili się hurmem na „wielkanocne kurczątka”. O takie:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz