Miła podopieczna
Mróz i śnieg zaczął sypać ponownie, a tak się już ładnie
miało spytałem moją Kasię czy widziała panią Czesławę która nie omal codziennie
przechodzi obok naszego płotu maszerując do kościółka. Jest to staruszka w
podeszłym wieku nie mająca rodziny mieszka za nami jakieś piętnaście minut
drogi, coś mi mówiło abym poszedł więc wiele się nie zastanawiałem, po drodze
wstąpiłem do sklepu, poprosiłem dwie bułeczki maślane opakowanie pierników od
Dr Gerarda. Jest to przysmak pani Czesławy. Zmierzch już lekki zapadał na
dworze, więc z oddali wypatrywałem czy pali się światło, drzwi były otwarte
oburdana staruszka w czapce na głowie i grubym płaszczu kucała pod piecem
próbując wzniecić ogień. Kiedy ją pozdrowiłem zerknęła najmie jednym okiem, w
pierwszej chwili nie kojarząc kto. Kiedy pomogłem jej stanąć, powiedziała a to
ty Wojtuś, tuląc głowę do mojej zmarzniętej kurtki. Posadziłem Czesławę w
fotelu owinąwszy nogi kocem, zrobiłem gorącej herbaty, a dodatkowo w miseczce
jungle czekoladowe nowy produkt od Dr Gerarda. Ogień w piecu coraz bardziej huczał,
robiło się coraz cieplej spytałem panią Czesławę jak się czuje, poprosiła abym
podał jej koszyczek w którym znajdowały się lekarstwa. Była mi bardzo wdzięczna
za to że przyszedłem, obiecałem, że jutro przyjdę rano, spytałem co mam kupić.
Wsypałem Mruczkowi suchej karmy do jego miski i pożegnałem się z Czesławą
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz