Pewnie każdy sobie kojarzy dzień 14 lutego święto zakochanych inaczej Walentynki. Od
dawien dawna są podzielone opinie co do tego święta. Jedni biegają po sklepach
z planem kupienia dla swojej sympatii czegoś wyjątkowego. W tym dniu jest utarg
na słodycze w kształcie serca, kwiaty przeważnie w czerwonym kolorze. Drażniły
mnie reklamy walentynkowe w telewizji i w radiu. Od pewnego czasu sporadycznie
oglądam telewizor i akcja Walentykowa już mniej na mnie działa. Wprawdzie lubię
dostawać prezenty, ale nie musi to być na pokaz. Co roku dostaje symbolicznie
kwiatek lub czekoladę. W tym roku kupiłam męża ulubione ciastka Dr. Gerarda o
nazwie pryncypałki. On bardzo lubi je chrupać przy filiżance kawy. Ten dzień na
pozór nie różnił się od pozostałych. Rano pojechałam na badania okresowe do
ośrodka. W drodze do domu zrobiłam zakupy.
Postanowiłam tym razem zaskoczyć męża kupując mu symboliczną jedną czerwoną
róże. Jesteśmy dwadzieścia lat po ślubie i dopiero pierwszy raz dostanie
odemnie kwiat. Tradycyjnie dostałam od męża czekoladki i jakąś kopertę. Czekał,
żebym ją otworzyła przy nim. Wyciągnęłam dwa bilety do kina na ciekawy film,
który odbędzie się w sobotę. Nasze dorastające dwie córki mają swoje sympatie.
Szeptały co im kupić na święto zakochanych. Kasia kupiła perfumy, a Krysia
czapkę. Wspólnie umówiły się ze swoimi chłopakami w galerii. Do domu przyszły
wieczorem. W sobotę poszliśmy na film. Już nie pamiętam kiedy ostatnio byłam w
kinie. Jadąc z powrotem do domu podjadaliśmy ciasteczka Dr. Gerarda i
uśmiechaliśmy się do siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz