niedziela, 25 lutego 2018

rodzinne ostatki



Na ostatki pojechaliśmy z mężem i dwójką dzieci do siostry Dorotki. Ona od dwóch lat mieszka i pracuje w Nowym Targu. Po drodze wstąpiliśmy do sklepu po prezent na imieniny, upominki dla dziecka oraz smakołyki do kawy. Moje maluchy Krysia i Małgosia bardzo lubią chodzić po dużych marketach. Natomiast mąż niecierpki zakupów. Jednak w wyjątkowych sytuacjach też wstępuje. Dziewczynki bardzo cieszyły się na ten wyjazd. Na kupienie prezentu dla małego rocznego Piotrusia też miały przeróżne pomysły. W końcu kupiłam drewnianą kolejkę i kolorowy dresik. Siostrze na imieniny wybrałam obróz plamoodporny. Na koniec wstąpiliśmy do działu ze słodyczami. Nawet mężowi się to spodobało. Wrzuciłam do koszyka parę ciastek moich ulubionych przysmaków produkcji Dr. Gerarda. Stanęliśmy w ogromnej kolejce. Na szczęście szybko posuwała się do kasy. Nie lubię kupować w biegu. Dlatego postanowiłam następnym razem wcześniej zrobić zakupy. Po załadowaniu zakupów do samochodu wyruszyliśmy w trasę. Ledwo wjechaliśmy na austradę dziewczynki rozpoczęły jungle i w najlepsze sobie jadły twierdząc, że są bardzo głodne. Dołączyłam się do nich i poczęstowałam męża, który z chęcią schrupał ciasteczka. Po drodze napotkaliśmy korki, to przyczyniło się o wyjątkowo długiej podróży. W końcu szczęśliwie zajechaliśmy na miejsce. Przywitała nas Dorotka z mężem i Piotrusiem. Dziewczynki od razu dały mu prezent i zaczęły się z nim bawić. My siedzieliśmy w pokoju i piliśmy kawę z dodatkiem smacznych ciasteczek. Dorotka była zadowolona z obrusu i nawet go rozłożyła na stół. Następnego dnia mąż pod wieczór sam wracał do Krakowa.   Ja z dziećmi korzystając z ferii zimowych zostałam na tydzień u siostry.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz