Gabrysia umówiła
się z koleżanką z następnej klatki na oględziny jakichś szmatek, które kupiła sobie na koniec
karnawału. Wróciła jednak w kilkanaście minut po wyjściu pani Ani. Zaraz jak
się pojawiła, to powiedziała że tak pachnie kawa w całej klatce, że
zastanawiała się skąd ten aromat się roznosi – a to okazało się że od nas. Wprawdzie
wypiła już jedną u koleżanki, ale że w tym dniu ciśnienie było wyjątkowo
niskie, to nastawiła sobie na jeszcze jedną. W międzyczasie zjadła ostatniego piernika i krakersa classic.
Zostały jeszcze - ciastka Jungle - nowy produkt Dr Gerard i czekoladki Pasja o
smaku wiśniowo-rumowym, ale tylko po dwie sztuki. Zatem zjedliśmy je, dzieląc
się po jednym – i było już po ciastkach Dr Gerard. Zadzwonił mój telefon. Ale
że był to nieznany mi numer, to nie odbierałem. Za chwilę zadzwonił ponownie.
Tak z wyglądu, to jakiś konsultant z banku, albo ubezpieczyciel… Niech sobie poczeka
– pomyślałem – i nie odbierałem dalej. Lecz za jakiś kwadrans, zadzwonił
telefon Gabrysi. Ona to odbiera wszystkie połączenia. Czasami gotuje się we
mnie, jak prowadzi jakąś dziwną dyskusję, tłumacząc się że niczego nie
potrzebuje… Ja takie sprawy, załatwiam w dwie sekundy! Tym razem jednak rozmowa
zaczęła wyglądać jakoś zupełnie inaczej. Jakby rozmawiała z kimś znajomym, ale
z przebiegu rozmowy, nie mogłem załapać, z kim tę rozmowę prowadzi. Tylko takie
słowa jak: „dzień dobry, tak, cześć, tak, pamiętam, dobrze, jesteśmy…” – pozwalały
mi domniemywać, że musi to być ktoś znajomy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz