piątek, 23 lutego 2018

Pewnych rzeczy się nie zapomina.




   Jedną z wielkich moich przyjemności zimowych, to była jazda na łyżwach. Pamiętam, że w czasach mojej młodości zimy były prawdziwymi, tj. zima to był czas kiedy na dworze był mróz i to co najmniej -10 stopni w dzień, a w nocy to znacznie niższa była temperatura. Niemal przy każdej szkole były lodowiska, na których można było jeździć dowoli i to bezpłatnie. W dzisiejszych czasach to niema takich warunków, by powstawały takie lodowiska a szkoda bo pewnie znaczną część dzieci można byłoby odciągnąć od internetu, w którym spędzaj zapewne za dużo czasu.
W naszym mieście na szczęści jest lodowisko sztuczne, które jest urządzane na rynku na okres zimowy. Minusem tego lodowiska jest to, że niestety jest to dość kosztowna przyjemność, na którą nie wszystkie dzieci stać, a dokładniej ich rodziców. Osobiście na łyżwach nie jeździłem co najmniej 20 lat, bo nie miałem okazji. W mieście gdzie mieszkam niema sztucznego lodowiska na stałe, a i na czas zimy też nie było.  Tydzień temu wpadłem na pomysł, że może spróbowałbym sił i wybrałbym się na łyżwy.
Namówiłem córkę by wzięła ze sobą syna i razem pójdziemy na lodowisko. Propozycją tą ogromnie ją zaskoczyłem.
A ty umiesz jeździć na łyżwach? 0spytała.
W tym wieku to chyba za późno na naukę.
Miałem jej ostro odpowiedzieć, ale stwierdziłem tylko, że każda pora jest dobra, byle uczeń był odpowiedni.
Wnuczek od razu podchwycił pomysł i już gotów był by iść.
Bartek jeszcze nie jeździł na łyżwach, więc była to jego pierwsza próba.  Zapakowałem do plecaka termos z ciepłą herbatką oraz  włożyłem paczkę Pierników Dr Gerarda i Maślane Zwierzaczki dla Bartka.
Na lodowisku są stoliczki przy  których będzie można odpocząć, więc przydadzą sie te słodycze dla uzupełnienia kalorii.
Rano już o 9 weszliśmy na taflę lodowiska.
Pierwsze moje kroki, to wyglądały dość komicznie, ale już po 30 minutach śmigałem jak za dawnych czwsów.
Córka wprost była zawstydzona, bo jej bardziej się rozjeżdżały łyżwy i kilka razy zaliczyła parter.
Bartuś powoli uczył się chodzić przy  użyciu tzw. Pingwinka. Po godzinnej nauce już miał dosyć i chciał wracać do domu.
Kiedy odpoczęliśmy trochę przy herbacie, i Piernikach i Maślanych Zwierzaczkach, to stwierdził, że jeszcze chce jeździć.  Trochę trudno to było nazwać jazdą, ale na początku to każdy musi się nauczyć chodzić na łyżwach, by później na nich jeździć. Tak to bywa, że początki są trudne, ale za to radość później jest duża.
Po powrocie postanowiliśmy, że za tydzień znów idziemy na łyżwy.
Na drugi dzień miałem co prawda   tzw. zakwasy, ale mimo to też czekam na dzień, w którym znów założę łyżwy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz