Ja już nie mogę, czego ci ludzie nie
wymyślą? Ciastka z konfiturą z płatków róży albo z kandyzowanymi fiołkami, albo
lody różano-malinowe. Takie oto nowinki kulinarne poznałem w kolejce do lekarza
specjalisty. Przyszedł czas, aby zabrać się za siebie. Z domu wyniosłem naukę,
że przede wszystkim dba się o pociechy. Nasze zdrowie jest na dalszym planie. Troszczymy
się o ich kręgosłupy, kończyny, jeździmy na baseny, treningi, gdy trzeba na
rehabilitację. Jednak nasze ciała nie są niezniszczalne. Trafiła mi się
kontuzja kolana, usuwanie wody z niego itd., więc spędzam godziny na
poczekalni. W takim tłoku można podsłuchać ciekawych rozmów. Wczoraj jakieś
nastolatki, które wydawały się w stylu fit, rozmawiały o deserze z kwiatami
fiołka. Byłem w szoku, z czym? To się je? Przywykłem do tego, że jemy warzywa,
owoce, ziarna, otręby, ale kwiaty? To my jesteśmy zwierzętami z rodziny
przeżuwaczy? Nie na to nie ma mojej zgody. Ja kwiatów nie będę jadł. Kotlety,
zrazy, bitki i rolady mięsne, to jest jedzenie. A jak chcę coś słodkiego to nie
dżem z wrzosu czy lawendy, tylko słodycze „dr Gerard”, markizy, czekoladki albo
nadziewane rurki. Gdy opowiedziałem o tej rozmowie w domu, moja ślubna
postanowiła sprawdzić to w necie. Znalazła książki kucharskie i blogi, gdzie
jest mowa o jadalnych kwiatach w deserach i ciastkach. Podobno już w historii
były one znane. W czasach Franciszka Józefa jadano naleśniki z kwiatami
dzikiego bzu. A w Polsce stosowano majowy miodek, czyli syrop z „mleczy”. Autorzy
tych przepisów polecają stosowanie również rumianek, lipę, nagietek. Poczułem się
jak bohater bajki „Fifi niezapominajka”. Na tym nie koniec, są sklepy, w
których można kupić: kandyzowane fiołki, maki, lawendę oraz wrzos.
=================================================================== Odcinam
się od tych kwiecistych deserów. U mnie kwiaty tak, ale na damskich ubraniach,
w wazonie lub na tapecie. A na talerzu mięso, sery, ryby i słodycze „dr Gerard”.
Koniec kropka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz