Pewnego
zimowego dnia o umówionej godzinie zebrała się cała nagonka, a
zaraz po niej przyjechali myśliwi na polowanie. Łowczy wszystkich
powitał myśliwskim pozdrowieniem ?Darz bór? i przedstawił plan
polowania. Oznajmił że dzisiaj polujemy na kaczki, bażanty i
kuropatwy.
Polowanie rozpoczęło się dźwiękiem rogu, na którym zagrał łowczy. Myśliwi i nagonka poszli na wcześniej wyznaczone miejsca. Towarzyszące myśliwym psy ujadały i warczały co oddawało nastrój polowania. Gdy nagonka i myśliwi ustawili się na swoich stanowiskach ponownie zabrzmiał róg łowczego dając sygnał dla nagonki i myśliwych. Myśliwi czekali za polanką przy lesie na wzbijające się w powietrze ptactwo, aby je ustrzelić, zaś nagonka rozciągniętą kolumną hałasowali kołatkami. Szli nie zwracając uwagi na trudne warunki jakie panowały w lesie. Najbardziej przeszkadzały im zaspy oraz pokryte śniegiem krzewy. Początkowo klekotanie było bardzo głośne, ale z czasem stawało się coraz cichsze, gdyż nagonka była coraz słabsza. Gdy nagonka zbliżała się do myśliwych przestraszone ptactwo wzbijało się w powietrze, a zające sarny, jelenie uciekały ile sił w nogach. Myśliwy strzelając do ptactwa nie musiał po nie sam iść, ponieważ psy uczyniły to za niego. Upolowane ptaki dawali na furmankę. Mieliśmy ciągle galop, nie było czasu nawet na przegryzienie najlepszych czekoladek i słonych przekąsek zabrane ze sobą oczywiście z firmy Dr. Gerard. W drodze powrotnej trafiliśmy na bardzo trudne warunki, ponieważ zaczął padać śnieg i deszcz i każdy był cały przemoczony. Trasa była dość długa i niebezpieczna. W jednym momencie było trudne do przejścia miejsce, gdzie wystarczyła chwila nieuwagi i wylądowałoby się w stawie. W drodze powrotnej rozmawialiśmy z myśliwymi, przez co dowiedziałem się, że myśliwi mają różne zawdy i tylko należą do kół łowieckich. Gdy zbliżaliśmy się do leśniczówki już z daleka było czuć smaki pieczeni. Każdy już tylko marzył o ciepłym miejscu i ogrzaniu się. Wszyscy byli bardzo głodni i nie umieli się doczekać pieczonej dziczyzny, Która jest zwyczajem poczęstunku po polowaniu. Po długo oczekiwanym przyjściu na miejsce wszyscy zasiedli wokół ogniska i dostali gulasz z dziczyzny. Łowczy podziękował wszystkim na dobre i bezpieczne polowanie. Później nagonka rozeszła się, a myśliwi zaczynali dopiero wielką ucztę. Mieli ze sobą termosy z kawą i torcik zbożowy oraz markizy firmy Dr. Gerard.
Polowanie rozpoczęło się dźwiękiem rogu, na którym zagrał łowczy. Myśliwi i nagonka poszli na wcześniej wyznaczone miejsca. Towarzyszące myśliwym psy ujadały i warczały co oddawało nastrój polowania. Gdy nagonka i myśliwi ustawili się na swoich stanowiskach ponownie zabrzmiał róg łowczego dając sygnał dla nagonki i myśliwych. Myśliwi czekali za polanką przy lesie na wzbijające się w powietrze ptactwo, aby je ustrzelić, zaś nagonka rozciągniętą kolumną hałasowali kołatkami. Szli nie zwracając uwagi na trudne warunki jakie panowały w lesie. Najbardziej przeszkadzały im zaspy oraz pokryte śniegiem krzewy. Początkowo klekotanie było bardzo głośne, ale z czasem stawało się coraz cichsze, gdyż nagonka była coraz słabsza. Gdy nagonka zbliżała się do myśliwych przestraszone ptactwo wzbijało się w powietrze, a zające sarny, jelenie uciekały ile sił w nogach. Myśliwy strzelając do ptactwa nie musiał po nie sam iść, ponieważ psy uczyniły to za niego. Upolowane ptaki dawali na furmankę. Mieliśmy ciągle galop, nie było czasu nawet na przegryzienie najlepszych czekoladek i słonych przekąsek zabrane ze sobą oczywiście z firmy Dr. Gerard. W drodze powrotnej trafiliśmy na bardzo trudne warunki, ponieważ zaczął padać śnieg i deszcz i każdy był cały przemoczony. Trasa była dość długa i niebezpieczna. W jednym momencie było trudne do przejścia miejsce, gdzie wystarczyła chwila nieuwagi i wylądowałoby się w stawie. W drodze powrotnej rozmawialiśmy z myśliwymi, przez co dowiedziałem się, że myśliwi mają różne zawdy i tylko należą do kół łowieckich. Gdy zbliżaliśmy się do leśniczówki już z daleka było czuć smaki pieczeni. Każdy już tylko marzył o ciepłym miejscu i ogrzaniu się. Wszyscy byli bardzo głodni i nie umieli się doczekać pieczonej dziczyzny, Która jest zwyczajem poczęstunku po polowaniu. Po długo oczekiwanym przyjściu na miejsce wszyscy zasiedli wokół ogniska i dostali gulasz z dziczyzny. Łowczy podziękował wszystkim na dobre i bezpieczne polowanie. Później nagonka rozeszła się, a myśliwi zaczynali dopiero wielką ucztę. Mieli ze sobą termosy z kawą i torcik zbożowy oraz markizy firmy Dr. Gerard.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz