Wielka radość
nastąpiła u mnie i u Tomka po zdobyciu ostatniego punktu z Bułgarami. Z emocji
tak byliśmy roztrzęsieni, że ręce i nogi trzęsły się nam jak galareta. Wstaliśmy
jednak aby odśpiewać hymn, po czym uczciliśmy zwycięstwo jeszcze jedną butelką
zimnego napoju. Chwilę jeszcze siedzieliśmy aby wspominać najlepsze akcje
meczu. W końcu sąsiad poszedł do siebie a ja zacząłem przygotowywać się do
spania. Przed chwilą wybiła właśnie północ, tak więc nadszedł najwyższy czas,
aby to zrobić. Położyłem się z największą przyjemnością, lecz z zaśnięciem
miałem poważne kłopoty. Wysoki poziom adrenaliny sprawiał, że zamiast zasnąć
spokojnie, to kręciły mi się po głowie dziwne myśli i wspomnienia z meczu. W
efekcie spałem chyba niecałe cztery godziny. O ósmej wstałem z obolałą głową,
ale lekka gimnastyka i prysznic postawiły mnie na nogi. Później zrobiłem sobie
kubek mocnej kawy – wyjątkowo bez mleka. Szlag mnie jednak trafiał, kiedy
okazało się, że nie mam już żadnych słodyczy, ani nawet słonej przekąski.
Wszystkie te smakołyki Dr Gerard zjedliśmy dzień wcześniej z Tomkiem w trakcie
meczu. Zostały jedynie puste opakowania z takich produktów:
- ciastka francuskie posypane sezamem
- markizy
- czekoladki
- torcik zbożowy
To nie był przyjemny poranek… Nawet po dodaniu mleka, kawa
nie smakowała już tak jak powinna. Jednak kiedy wypiłem jej kilka łyków, to coś
mnie oświeciło. Poszedłem do Tomka zapytać czy nie ma czegoś żeby mnie
poratować. Pomoc sąsiedzka okazała się zbawienna, bo chociaż sąsiada nie było,
to jego sympatyczna żona Ania, poczęstowała mnie różnymi ciasteczkami. Wszystko
dobre, co się dobrze kończy…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz