Z ogromną przyjemnością
położyłem się spać. Dzień miałem pełen wielu zdarzeń, które wynikały z życia
codziennego – a to obowiązki, to chętnie podejmowane różne inicjatywy z którymi
radziłem sobie całkiem nieźle i ochoczo się ze wszystkim uporałem. Ze wszystkim
zdążyłem na czas, bo o wpół do ósmej graliśmy ostatni – piąty mecz grupowy – w Mistrzostwach
Świata siatkarzy w Warnie. Wszystkie mecze do tej pory wygrywaliśmy i to nawet
nad podziw gładko. W czterech meczach straciliśmy jedynie dwa sety – po jednym
z Kubą i Finlandią. W czwartym meczu Iran – którego najbardziej obawiali się
wszyscy nasi eksperci – dostał od nas baty do zera! Ale to było dzień
wcześniej. A tego wieczoru, ostatnim grupowym rywalem miała być Bułgaria –
którą ja uznawałem za najcięższego rywala. Dlatego aby nie przegapić ani
sekundy tego meczu, nastawiłem sobie na kwadrans przed meczem, wszystkie
możliwe budziki. Tomek – sąsiad z naprzeciwka – też miał oglądać wraz ze mną od
początku, ale dzień wcześniej otrzymał polecenie służbowe, że musi wyjechać
załatwić jakąś sprawę aż do Krakowa. Na początek nie zdąży, ale chciałby wrócić
jak najwcześniej. Klął pod nosem z powodu tego wyjazdu, na czym świat stoi… A
ja przygotowałem już chłodne napoje, słone przekąski, oraz słodycze firmy Dr Gerard.
Tomek był już zaraz po ósmej. Akurat kończył się pierwszy set, w którym daliśmy
solidnego łupnia przeciwnikowi. Było ciepło, emocje dodatkowo nas rozgrzewały,
tomek był głodny i pić się jemu chciało okropnie. Najpierw na wdechu wypił całą
butelkę zimnego napoju, później zabrał się za wypieki:
- ciastka francuskie posypane sezamem
- markizy
- torcik zbożowy
Z czasem przybywało emocji a ubywało ciastek -. Smakowite
przysmaki znikały tak, jakby samoistnie się gdzieś rozpływały. Mecz do końca
był niezwykle porywający, ale co najważniejsze, wygrany przez naszą
reprezentację 3:1!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz