środa, 26 września 2018

Nieoczekiwana zmiana zdarzeń


   Wypiłem całą kawę z termosa… No to naparzyłem świeżej i napełniłem go ponownie. Do tego dorzuciłem butelkę wody mineralnej, produkty firmy Dr Gerard które mi zostały - słone przekąski i słodycze:
- ciastka francuskie posypane sezamem
- markizy
- czekoladki
- torcik zbożowy
Była już prawie dziewiąta i robiło się gorąco. Dorzuciłem jeszcze coś do przebrania, oraz sprzęt optyczny w postaci lornetki. Sprawdziłem czy rower jest sprawny w stu procentach i czy w schowku są wszystkie narzędzia, abym nie był w razie jakiejś awarii zaskoczony jak na wiosnę, kiedy to rozsypał mi się hamulec. Chyba nie zapomnę tego do końca życia – żeby przez głupie zaniedbanie tak męczyć się później… Sprawdziłem wszystko dokładnie raz jeszcze:
- klucz uniwersalny,
- wkrętak – zwany też śrubokrętem,
Kleszcze,
- pinceta,
- ściereczka,
- smar,
- przylepiec.
Było wszystko na swoim miejscu. Jednak okazało się, że jest tam jeszcze coś, co wprawiło mnie w zdumienie, osłupienie i wręcz złość! To był poszukiwany przeze mnie od kilku godzin – winowajca tego że nie wyjechałem wczesnym rankiem do lasu – wredny i parszywy scyzoryk! Natychmiast przypomniało mi się Prawo Murphy’ego – „Jeśli coś ma się stać, to stanie się w najmniej oczekiwanym momencie”. Zdenerwowałem się okropnie – zrobiłem herbatkę z podwójnej melisy, oraz sięgnąłem do plecaka po jakiś smakołyk Dr Gerard, gdyż to również mnie uspokaja. Włączyłem telewizor – mówiono akurat o mającym odbyć się wieczorem meczu siatkarzy w drugiej rundzie MŚ z Argentyną. Eksperci twierdzili że niby jest to formalność, ale należy szanować przeciwnika. A ja uważam, że te „formalności” zawsze sprawiają wiele kłopotów… Wsiadłem zatem na rower – i pojechałem kupić jakąś dobrą przegryzkę na wieczór.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz