Kiedy z Krzyśkiem
siedzieliśmy sobie, jedliśmy ze smakiem kolejne ciastko Dr Gerard,
wspominaliśmy stare młodzieńcze czasy i momentami pękaliśmy ze śmiechu
opowiadając o śmiesznych scenkach które wybitnie utkwiły nam w pamięci.
Opowiadania przerwał nam dzwonek do drzwi. Okazało się, że to przyszła pani
Zosia z parteru. Zaprosiłem ją do pokoju, aby również pośmiała się razem z
nami… Zawsze to w trójkę lepiej się pośmiać niż we dwóch. I choć jest wdową już
od wielu lat, to nie ma problemu z poczuciem humoru. Lubi się pośmiać i
powiedzieć coś wesołego. Pani Zosia jak weszła dalej i zobaczyła że siedzi
Krzysiek, to cofnęła się nieco. Była jakby tym zaskoczona, że nie jestem sam.
Widocznie miała do mnie jakąś sprawę. Stwierdziła nawet że może przyjdzie
później i chciała wyjść. Obaj z Krzyśkiem przekonaliśmy ją, aby usiadła choć na
przysłowiową sekundę. I nawet nie musieliśmy pani Zosi dwa razy prosić, gdyż z
wielką chęcią usadowiła się naprzeciwko mnie przy stole. Nalałem do kubków kawę
a następnie wszyscy zgodnie, bez żadnych grymasów poczęstowaliśmy się po
ciastku – z tą różnicą jednak, że każdy wziął sobie inne. Pani Zosia – pierniki.
Ja - Pryncypałki – wafelki w czekoladzie. A Krzysiek miał ochotę na piernika,
ale już więcej nie było i po zastanowieniu się złapał za ciastka pełnoziarniste.
Pani Zosia sięgnęła nieśmiało do papierowej reklamówki z którą przyszła,
zrobiła dziwną minę, krzywo uśmiechnęła się i wyciągnęła z tej torby kilka
opakowań naszych ulubionych ciastek. Bo tak właściwie – jak nieśmiało rzekła
pani Zosia – to ona przyszła o coś zapytać…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz