Beata przybiegła do
nas z góry, cała wystraszona i trzęsąca się, bo wydawało się jej że słyszy
jakieś wrzaski, lecz nie była pewna skąd. Pomyślała sobie… „O matko – może
stało się nieszczęście komuś…” Ona przeważnie jest taka wystraszona… Nie
pomyślała o tym, że to ja z Krzyśkiem ryknęliśmy śmiechem po kawale pani Zosi. Wytłumaczyliśmy
Beacie w końcu wszystko po kolei – co i
jak. A ta pokiwała głową z otwartą buzią i nadal nie kumała o co chodzi. A pani
Zosia na naszą prośbę, opowiedziała ten swój kawał jeszcze raz. Zaprosiłem
Beatę do stołu, sam poszedłem zrobić jeszcze trochę kawy i dołożyć ciastek Dr
Gerard, bo dzbanek był już pusty i na paterze same okruchy zostały. Wszystkie
zapasy się już kończyły. Na całe szczęście zostało po kilka „na dnie”:
- ciastka pełnoziarniste
- Pryncypałki – wafelki w czekoladzie
- pierniki
- draże
Wszyscy siedzieli sobie w pokoiku przy stoliku… Myślę sobie,
że wyskoczę na jednej nodze do sklepiku obok i uzupełnię zapasy. Może nawet
nikt nie zauważy tego jak to zrobię… Ale w momencie jak wrzucałem kurtkę, to
klucze mi zadzwoniły i sprawa się ryła, bo Beata kątem oka zauważyła że się
gdzieś wybieram. I zagadnęła natychmiast:
- A gdzie to się tak cichaczem wybierasz?
Odpowiedziałem, że mało ciastek jest, to wyskoczę szybko do
sklepu obok, żeby dokupić. Ale ona mówi mi:
- Nie chodź – mam w domu - ciastka Ghosters o smaku
keczupowym lub serowym – nowość od Dr Gerarda – to przyniosę. Będzie szybciej.
Ale ja byłem już ubrany i wyszedłem. Słyszałem tylko przy
wyjściu, że zaczęli wszyscy coś krzyczeć, ale nie zwracałem nawet uwagi na to,
bo z Beatą to lepiej nie wchodzić w dyskusję – zawsze się przegrywa z powodu
braku argumentów. Cóż… Czasami i tak bywa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz