Od samego rana
kichało mi się okropnie… Raz za razem – naliczyłem że tak pod rząd, to
nazbierało mi się tego dwadzieścia jeden razy. „Oczko – to nie na wodę” –
pomyślałem sobie… Lecz jeśli nie na wodę, to na co? 1 marca… to przecież Popielec…
Po śniadaniu poczułem się jakoś dziwnie – inaczej niż zwykle… Postanowiłem że
położę się jeszcze na chwilę. Za pół godziny jak wstanę, to zrobię sobie kawę i
zjem jakieś dobre ciastko Dr. Gerarda. Włączyłem radio i położyłem się – jak
pomyślałem. Przykryłem się – i zasnąłem tak szybko, że nawet nie wiem kiedy się
to stało. Śniło mi się coś, ale nie mogłem sobie skojarzyć niczego, co by to
mogło być – jakieś głupie koszmary. Obudziłem się po dwóch godzinach, nie po
pół – jak to sobie zaplanowałem - z bólem głowy i pieczeniem w noso gardzieli.
Nie miałem ochoty, dosłownie na nic, ale kawę zrobiłem na przymus. Wziąłem
kilka ciastek w garść i rzuciłem na talerzyk. Mafijne Choco – zawsze
uwielbiałem te wafelki! Ugryzłem kawałek jednego i siorbnąłem łyk kawy… Pierwszy
gryz smakował jak jakiś chiński syntetyk, lecz kolejny zaczął przypominać
wcześniejszy, dobrze znany mi już smak. „Kluska” w gardle sprawiała, że każdy
przełykany kęs musiałem brać na kilka razy. W międzyczasie zmierzyłem sobie
temperaturę – słupek na podziałce wskazywał 38 stopni Celsjusza. Poczułem się
jednak trochę lepiej. Słodycze z firmy Dr. Gerard, zawsze wprowadzają mnie w
dobry nastrój – nie zależnie od tego, czy są to na przykład Witam Ciastka na
dzień dobry, czy jakiekolwiek inne. One zawsze poprawiają mi nawet najgorszy
nastrój!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz