Zaraz po wejściu
wydawało mi się, że dotarłem nie tam gdzie chciałem. Przez wiatrołap ciężko
było się przepchać aby dotrzeć do korytarza. Chyba nie tylko pacjenci czekali
do wyjścia, ale i inne osoby, które wyszły i zmuszone były schować się przed
nawałnicą. Ze mnie woda lała się strumieniami tak, jakbym wyszedł z myjni
samochodowej. Wszyscy odsuwali się ode mnie, robiąc swobodne dojście do korytarza.
A po wejściu dalej, przed gabinetami czekało dosłownie kilka osób. Tuż przed
drzwiami jednego z nich, siedziała sąsiadka z drugiej klatki. Była z dwójką
swoich małych dzieci, które chyba przez chorobę tak wrzeszczały, że aż huczało
w całej przychodni. Starszy synek trzymał w rączkach opakowanie ciastek. To
były - zwierzaki maślane. Coś marudził i trzymał te ciastka w rączkach tak
mocno, że chyba większość z nich połamał. Sąsiadka siedziała i trzymała na ręce
drugie – malutkie dzieciątko. Drugą ręką sięgała po te smaczne ciastka z firmy
Dr. Gerard, które trzymał starszy synek. Nie przyglądałem się dłużej, tylko
ukłoniłem się i poszedłem tam, gdzie przyjmuje mój lekarz. Aby do niego
dojść, trzeba było skręcić kilka razy i
dojść na sam koniec korytarza. Sporo osób czekało już przed gabinetem. Lekarz
już powinien przyjmować, lecz dowiedziałem się od jednej pani która też
czekała, że będzie opóźnienie, bo nasz lekarz jest na jakimś ważnym zebraniu u
kierownika. Tak przed chwilą oznajmiła pielęgniarka – i dodała jeszcze, że
wszyscy lekarze uczestniczą w tym zebraniu. Nieco się zdenerwowałem, bo
przecież takie zebrania w przychodni powinny być organizowane nieco inaczej!
Było jeszcze wolne miejsce, więc usiadłem sobie i zaczęliśmy rozmawiać o
bolączkach służby zdrowia. Pani poczęstowała mnie dobrym ciastkiem - Witam
Ciastka na dzień dobry. To były - WIT’AM ŚLIWKA CZEKOLADA. Naprawdę bardzo
pyszne! Dzięki tym ciastkom, czas nam szybciej upływał i było bardziej miło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz