piątek, 17 marca 2017

Coś dla ciała - i ducha




   Po wypiciu kawy – a właściwie to po zjedzeniu ciastka – poczułem się trochę lepiej. Poszedłem do łazienki aby wziąć sobie gorący prysznic i natrzeć się jakimiś rozgrzewającymi olejkami eterycznymi. Kiedy już to uczyniłem, to poczułem się już prawie całkiem dobrze. Nawet nabrałem ochoty aby zjeść jeszcze jakieś ciastko. Miałem ich mały zapasik, to pozwoliłem sobie tym razem na „zwierzaki maślane”. Stwierdziłem kolejny raz, że firma Dr. Gerard to potrafi wyprodukować wspaniałe słodycze! Wziąłem do ręki telefon. Na liście kontaktów miałem zapisany numer do rejestracji w przychodni, do której należę. Chyba dopadła mnie grypa – trzeba będzie pójść do lekarza… Numer do rejestracji znalazłem, ale nie mogłem się dodzwonić bo był ciągle zajęty. Po kilkunastu próbach, w końcu się dodzwoniłem. Pani  w przychodni w końcu podniosła słuchawkę i usłyszałem bardzo miły głos. Przedstawiłem się i powiedziałem w czym rzecz – to znaczy, że chciałem zarejestrować się do mojego lekarza. Miła pani coś szepnęła sobie, zaszeleściła, stuknęła – jakby w klawiaturę – i odpowiedziała mi, że za tydzień – na godzinę jedenastą trzydzieści… Poty mnie oblały, bo był to dla mnie nonsens i nieco się zdenerwowałem… Miła pani chyba wyczuła moje niezadowolenie. Poradziła mi, abym przyszedł z samego rana – na przykład jutro – jeśli będę pierwszy lub drugi w kolejce, to mnie zarejestruje, bo zawsze są dwa „okienka” dla „nagłych przypadków”… Zapytałem jeszcze – o której trzeba przyjść, aby się „załapać” do tej pierwszej dwójki – ale miła pani nie wiedziała. Po rozłączeniu się, odruchowo sięgnąłem po ciastko… pryncytorcik przysporzył mi nowych sił i wprawił w lepszy nastrój. Podgłośniłem radio i rozpocząłem poszukiwania domowych środków przeciw grypowych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz