W sobotę po wielkich wiosennych porządkach przeziębiłam się.
Zlekceważyłam jeszcze zimne powietrze i wychodziłam na taraz w samym cienkim sweterku.
Teraz za swoją głupotę cierpię i biorę różne leki. Musiałam sobie wziąć parę
dni urlopu, aby nie zarazić koleżanek. W przychodni jest bardzo dużo chorych
kaszlących i kichających. Nawet pani doktor była zakatarzona. Jak się okazało
jestem tylko silnie przebiona, ale powinnam pozostać w łóżku przez kilka dni.
Przez pierwszy dzień leżałam według wskazówek lekarza. W następnych dniach już
mnie plecy bolały od tego wylegiwania się. Na dodatek ciągle podjadałam
ciasteczka produkcji Dr. Gerarda o nazwie torcik zbożowy. W końcu pewnego dnia
już nie miałam nawet symbolicznie do kawy. Napisałam sms do męża, by kupił
jakieś słodycze Dr. Gerarda. Oczywiście zrobił mi tą przyjemność. Jednak
zalecił brać tylko do kawy. Być może miał rację, bo wszystko bym zjadła przy
otwarciu opakowania. Będąc w domu dostałam wilczego apetytu i groziło mi w
szybkim tempie nabranie kilogramów. Mam ku temu skłonności od dzieciństwa.
Wiecznie staram się dbać o linie, ale nie zawsze z pozytywnym skutkiem. Na
szczęście wróciłam do pracy zawodowej. Trochę stęskniłam się za moimi
koleżankami z pracy. One widocznie też o mnie myślały, bo z radością przywitały
się ze mną. Podczas przerwy nastąpiła ceremonia picia kawy i degustacja różnych
ciasteczek Dr. Gerarda. Po kolei każda zaopatrza szafkę w te larytasy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz