Po zrobieniu
zakupów i wyjściu ze sklepu, przyszedł czas na kolejny problem… Kwestia
dojazdu! Marcysia uparła się, aby jechać własnym pojazdem. Ja na to
odpowiedziałem jej, że jeśli własnym i we dwójkę, to jedynie tandemem! Marcysia
obruszyła się – jak to kobieta – i postraszyła mnie, że w ostateczności, to ona
może nie jechać. Akurat w tym momencie, spotkaliśmy sąsiada Antka. Okazało się,
że ukradkiem słyszał całą naszą – no powiedzmy – rozmowę… Antek dobrze znał Grześka,
bo razem często jeździliśmy na wycieczki w góry. Sąsiad sam zaproponował nam,
że podwiezie nas na miejsce – a jak trzeba będzie, to i przywiezie następnego
dnia do domu. Antek widział, że mamy całą torbę wypchaną po brzegi,
znakomitościami Dr. Gerarda. Zapytał, czy to jakieś wcześniejsze „Mikołajki”…
Odpowiedziałem szczerze – bo z sąsiadem nie mamy jakichś tajemnic – że Grzesiek
nas zaprosił, na całą noc i jeszcze jutrzejszy dzień! A tam będą jeszcze
dzieci, to trzeba będzie tego trochę… Antek powiedział że on też dziś kupił
cały zestaw tych ciastek:
- krakersy classic
- maślane herbatniki Scooby Doo
- zwierzaki maślane
- zwierzaki wielozbożowe
- kremisie
Oni bardzo lubią je wszystkie – a dzieci wręcz uwielbiają! Dodał
że nie ma dla nich lepszych. A ja stwierdzam to samo – dla nas również nie ma
lepszych, od ciastek Dr. Gerard! Miasto było zakorkowane. Antek omijał
newralgiczne punkty, ale chyba na niewiele się to zdało. Kiedy przejeżdżaliśmy
w niewielkich odległościach od strumyka który przepływa obok domu Grześka,
można było zauważyć szlam, który naniesiony został przez wodę i pozostał na
ulicach oraz chodnikach. Po około pół godziny, byliśmy na miejscu. Słońce
szybko chowało się za horyzont. Było bardzo przyjemnie – na niebie nie było
widać ani jednej chmurki, Na jutro zapowiadał się piękny dzień!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz