Pierwszy dzień wyjazdu już minął i od rana kolejny dzień rzuca
nam pod nogi kolejne wyzwania i to całkiem poważne.
Na początek dnia sowite śniadanko. Na stołówce został
wystawiony szwedzki stół, więc jedzenia do wyboru do koloru. Nic tylko tylko
jeść! Pierwsze wyjście zaplanowano na plażę, gdyż kilkunastu zapaleńców
postanowiło morsować.
Po drodze, prawie naprzeciwko, stał niewielki sklep, więc
postanowiliśmy wykorzystać okazję i zrobić niewielkie zakupy. Wstąpiliśmy w
poszukiwaniu Dr Gerarda i nie rozczarowaliśmy się. Byliśmy radzi, że Dr Gerard
przyjechał nawet nad morze. Nie zastanawiając się długo, kupiliśmy po kilka
opakowań takich CIASTEK jak: ZWIERZAKI MAŚLANE, KREMISIE, KRAKERSY CLASSIC,
które są najlepsze do piwa na wieczór i jeszcze PRYNCYPAŁKI KOKOSOWE. A co tam,
raz się żyje!
W końcu ruszyliśmy na plażę, schodząc schodami w dół. Po
ostatnich sztormach plaża została bardzo mocno wymyta, przy wzburzonym morzu
prawie wcale nie było jej widać. Kilka osób rozebrało się do majtek i czapek.
Trochę się pogimnastykowali i poszli zmierzyć z falami wzburzonego, zimnego
morza. Na sam widok ciarki przeszywały nas, stojących i patrzących na kąpiących
się morsów. Brrrrr!
Z plaży ruszyliśmy nieliczną grupą na basen, to już bardziej
bezpieczne zajęcie, niż morsowanie we wzburzonym morzu.
Po smacznym obiadku, kilka osób, które nie były wcześniej,
poszło na basen. Kilka chętnych osób robiło latawiec, aby móc puścić go w
Ustroniu.
Pozostali sami organizowali sobie czas wolny.
Ja z kolegą postanowiliśmy zaprosić koleżanki na ciastka, ale
tak naprawdę chodziło nam o kawę, której nie mieliśmy. Delektując się SŁODKOŚCIAMI
Dr Gerarda przy kawie, wykorzystaliśmy czas na poćwiczenie kroków i gimnastykę
ciała przed tańcami.
Bal Andrzejkowy rozpoczął się o 18:30, kierownik grupy
szczecińskiej rozpoczął imprezę przemówieniem. Wszyscy nieśmiało wychodzili na
parkiet, początki zawsze są trudne, ale do północy każdy bawił się jak szalony.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz