Po wejściu do domu,
byliśmy kompletnie zaskoczeni! Andzia z Grześkiem przywitali nas niezwykle
serdecznie. Choć zawsze są bardzo mili i uprzejmi, to tym razem byli jeszcze
bardziej niezwykli. Na dodatek, ubrani byli bardzo dostojnie. Kiedy weszliśmy
do korytarza, to zorientowaliśmy się, że nie jesteśmy sami. Z salonu dobiegał
gwar i wesoły nastrój. Poczuliśmy się trochę nieswojo i zrobiliśmy chyba bardzo
głupie miny. Pomyśleliśmy oboje z Marcysią, że naszliśmy na jakąś uroczystość
rodzinną… Ale jeśli tak, to dlaczego Grzesiek nic mi wcześniej o tym nie
powiedział…? Natychmiast pomyślałem sobie, że bez słowa odwrócę się, wyjdę i
więcej się w tym miejscu nie pojawię! I nawet nie odezwę się już do Grześka
nigdy! Jak on jest taki…, to ja będę jeszcze większy! Po minie Marcysi
widziałem, że też ma ochotę zapaść się pod ziemię… Andzia z Grześkiem na nasz
widok byli bardzo weseli, ale za moment w ich oczach pojawiło się jakby
przerażenie, po czym ogarnął ich strach! Nagle ich lekkość i wesołość, przemieniła
się w przerażenie i zatroskanie… W jednej chwili, oboje wystraszyli się, że coś
nam się stało. Na szczęście, po chwili wszystko się wyjaśniło… A wszystko to
wyglądało tak, że oni chcieli zrobić nam miłą niespodziankę i Andzia zrobiła z
okazji naszego przyjścia ciepłą – nieco wystawną – kolację. Do tego było coś z
deseroteki Dr. Gerard i coś do popicia. A goście, to „sami swoi” – córka z
synem przyszli ich odwiedzić, aby dowiedzieć się, czy rzeczywiście ich
gospodarstwo nie ucierpiało po ostatnich obfitych opadach. Natomiast gwar był
efektem włączonego telewizora. Ot – i taka cała sytuacja! Zaczęliśmy sobie
wszystko sobie wyjaśniać. A śmiechu było przy tym – co nie miara! Polędwiczki
Andzi, z winem i grzybami smakowały nieźle, ale hitem wieczoru były kremowe
słodkie serniczki na krakersach Dr. Gerarda! Jednym słowem – było bardzo
przyjemnie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz