Mieszkamy od siebie
w odległości około dziesięciu kilometrów, na przeciwległych skrajach miasta.
Grzesiek w bardzo malowniczo położonej dzielnicy, gdzie jest bardzo dużo
zieleni i spokoju. Jego domek stoi na u podnóża górskiego pasemka, pokrytego
mieszanym – liściasto iglastym laskiem. Teren jest już płaski i dlatego czasem –
choć na szczęście ostatnio bardzo rzadko – grozę budzi malutki strumyczek,
szerokości do 2m, który przepływa kilkadziesiąt metrów od jego domku. Grzesiek
ma papiery przewodnika PTTK. Jego „specjalność”, to góry – od Bieszczadów po
Beskidy. Gadane ma jak przekupka na rynku! W zwykłej rozmowie bardzo często przytacza
przeróżne ludowe powiedzenia oraz przysłowia. Nieraz zdawałoby się, że jego
opowieści są przynudzające, ale jeśli wsłucha się w sens tego co mówi, to
zawsze przyznaję, że jego opowieści są wielką mądrością. Andzia – żona Grześka –
często naśmiewa się ze swojego męża i uprzedza to o czym zaraz będzie opowiadał.
Jest przy tym sporo śmiechu! W ogóle to Grzesiek jest bardzo interesującym
człowiekiem, oraz niezwykłym przyjacielem i dobrym człowiekiem.
Siedziałem sobie
tak na tej kanapie i słuchałem, co tam ten Grzesiek opowiada… Ciastka już się
zaczęły się kończyć, aż skończyły się całkiem. Na szczęście w torbie miałem
zapasowy zestaw innych produktów firmy Dr. Gerard. Sięgnąłem do środka –
pierwsze „pod rękę” wpadły mi znakomite wręcz - zwierzaki wielozbożowe. Usiadłem
z powrotem na kanapie. Kolega Grzesiek chciał teraz, abym ja coś opowiedział…
Bateria zaczęła mi w telefonie padać, to podłączyłem ją do ładowania…
Opowiadałem koledze o tym, jak obserwowałem ptaki i co z tych obserwacji
wywnioskowałem. Teraz mojemu kumplowi skończyły się ciastka. Również poszedł
poszukać sobie jakichś… Znalazł - maślane herbatniki Scooby Doo. Teraz
zadowolony Grzesiek zamienił się w słuch – a ja zacząłem opowiadać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz