sobota, 19 listopada 2016

Dr. Gerard - na każdą porę




   Park, targ, kilka sklepów w których nie byłem od kilku miesięcy… Spacer był długi – obszedłem chyba z ćwierć miasta! Sprawdziłem krokomierz – wynik był dość imponujący… 22857 kroków. W przełożeniu na kilometry, dawało to – mniej więcej… 10 km. Może nie jest to jakiś wielki wyczyn, ale biorąc pod uwagę, że nie był to teren rekreacyjny, tylko miejskie ulice, zatłoczone tysiącami pojazdów, stwierdzić mogę że było nieźle. Przy okazji przetestowałem chodniki i ulice pod względem przystosowania ich, na wypadek obfitych opadów deszczu. Przyznać muszę, że byłem pod tym względem bardzo pozytywnie zaskoczony! Po prawie dwudniowych obfitych opadach, jedynym miejscem gdzie zebrało się więcej wody, była… fontanna stojąca w samym środku parku. Chodniki i ulice, wprawdzie były mokre, ale nie spotkałem na nich nigdzie ani jednej kałuży. Spacerowałem sobie tak spokojnie po moim mieście, przegryzając bardzo smaczne ciasteczka Dr. Gerarda. Kiedy przechadzałem się po starym parku, to zauważyłem że na ławce przed fontanną siedziała babcia z wnuczkiem i również jedli sobie ciastka – z tej samej firmy co ja – Dr. Gerard! Spojrzeliśmy na siebie i uśmiechnęliśmy się wzajemnie… Dr. Gerard poprawia nastroje – nawet późną i ponurą jesienią! Babcia jadła krakersy classic a wnusio - maślane herbatniki Scooby Doo. Chłopczyk podkarmiał ptaki, ale po za gołębiami, żadnych innych nie zauważyłem. Tymczasem niebo robiło się coraz jaśniejsze. Miejscami zaczęły pojawiać się fragmenty lazurowego koloru a ciemne chmury zastępowały pierzaste cumulusy. Kiedy wracałem do domu, zaczęło świecić słońce i robiło się coraz cieplej. Czyżby miało nadejść „babie lato”???

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz