Uliczka o tej porze
była bardzo spokojna. Samochody jeździły nią rzadko, może co 5-6 minut jakiś
przejechał… Gawrony – ale kawki też – skakały po dachu wiaty, trawniku,
chodniku i jezdni… Brały w dziób orzechy i siadały jak najwyżej na drzewie.
Następnie spuszczały je na jezdnię lub betonowy chodnik. Kiedy się rozbiły, to
wydziobywały zawartość ze środka. A jak się nie rozbiły, to ponownie brały je w
dziób – i tak do skutku. Siedzieliśmy we czwórkę przy oknie i obserwowaliśmy to
zjawisko z wielkim zainteresowaniem. Podobnie jak ptaki, które rozkoszowały się
swoimi smakołykami – tak my wszyscy sięgaliśmy po ciastka wyprodukowane przez
firmę Dr. Gerard. I również zjadaliśmy je ze smakiem. Wszystkie z nich były
wyjątkowo wyborne!
- krakersy classic
- maślane herbatniki Scooby Doo
- zwierzaki maślane
- zwierzaki wielozbożowe
- kremisie
Wszystkie z nich bardzo nam smakowały. Andzia włączyła
radio. Podawali prognozę pogody. Było pogodnie, ale chłodno. Tak miało być
przez najbliższych kilka dni. Grzesiek się ucieszył z tego powodu, bo
zaplanował sobie że wybierze się w Pieniny. Mówił że Bieszczady i Pieniny
właśnie, to najpiękniejsze polskie góry jesienią! W swoim życiu na Trzech
Koronach był 114 razy – to i bardzo chętnie wybierze się po raz 115! Zaczął
opowiadać o swoich najciekawszych wyprawach i odwiedzonych miejscach. I o
przygodach! Na przykład, jak to w pienińskim wąwozie „Homole” zastała go burza.
Wtedy był tam z wycieczką i nawałnica połamała drzewa. Narobiła takiego
spustoszenia, że dopiero strażacy utorowali im drogę i mogli wrócić do
Szczawnicy, zziębnięci i przemoczeni. Albo jak z żołnierzami szedł na Trzy
Korony – i nie mógł im dotrzymać kroku, to oni poszli szybko, zaliczyli szczyt
i wrócili do gospody, a on w swoim tempie również zaliczył szczyt i po godzinie
dotarł do nich. Było tych wspomnień jeszcze więcej… Czas jednak podążał
nieubłaganie. Trzeba było zbierać się do domu. Z Andzią i Grześkiem umówiliśmy się,
że wybierzemy się wspólnie na tę wycieczkę w góry. Grześkowi właśnie o to
chodziło, aby nas na nią namówić – czego nie musiał robić 2 razy.
Podziękowaliśmy za zaproszenie i niespodzianki. Wróciliśmy z Marcysią do domu,
aby przygotować się na jutrzejszą wyprawę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz