poniedziałek, 10 września 2018

Rodzinna niedziela.


            Piękny wrzesień mamy. Lato nie chce nas pożegnać. Korzystając z tego planowaliśmy wyjazd rodzinny. Wczoraj po przegranym meczu Tomka, aby poprawić sobie nastrój pojechaliśmy do pięknego Torunia. Mecz zaczął się dla nas źle, chłopacy ocknęli się w drugiej połowie, gdy przegrywali dwa do zera. Czasu starczyło na strzelenie tylko jednego gola. Straciliśmy trzy punkty i spadliśmy w tabeli na trzecie miejsce. Wyjazd do grodu Kopernika był świetnym pomysłem. Żona rano uszykowała ubrania na zmianę, wodę i markizy „dr Gerard”. Nasz piłkarz całą drogę milczał, w głowie rozgrywał dalej mecz. Dodam, że swoją postawą uchronił drużynę od wyższej przegranej. Był jednym z wyróżniających się zawodników. Gdy usiedliśmy nad Wisłą, Tosia postanowiła rozweselić brata. Zagadywała go, robiła głupie miny. Mama wzięła ją i zniknęły na kilka minut. Gdy wróciły miały balony. Po co? Burknął Tomek. Okazało się, że miały w nich hel do wdychania. Każdy wie, jaki jest po nim głosik. To był strzał w dziesiątkę, zły nastrój prysł. Śmialiśmy się jeszcze, gdy wracaliśmy do domu. Spacerując deptakiem, spotykaliśmy wielu ludzi. Mimo niedzieli ulica Szeroka była zapełniona. Uliczni artyści prezentowali swoje talenty, muzycy, magicy, plastycy. Można było spotkać Myszkę Minnie lub jednorożca. Gdy zgłodnieliśmy postanowiliśmy usiąść przy Flisaku i zjeść ciastka francuskie posypane sezamem. Nie byliśmy sami, towarzyszyły na gołębie, które Tosia karmiła. Nie wiem, kto zjadł więcej ona czy ptaki. Gdy wracaliśmy do domu słońce już zachodziło. W taki sposób spędziliśmy rodzinnie niedzielę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz