środa, 16 listopada 2016

„Na szczęście Dr Gerard”


Trudno wyczuć do czego by można podpiąć zaistniałą sytuację. Otóż kilka dni temu, bardzo dawna i dobra znajoma miała bardzo zły dzień. Od samego rana prześladował ją pech, a o dziwo nie był to 13, a już na pewno nie piątek.

Od kilku dni była na zwolnieniu chorobowym z powodu rwy kulszowej i któregoś dnia z samego rana pokłóciła się z mężem. Na domiar złego, około południa zadzwoniła szefowa ze sklepiku na targowisku z zapytaniem kiedy będzie mogła wrócić do pracy, ponieważ nie ma kim obsadzić kiosku na tymże targowisku i czy jest aż tak chora, żeby nie przyjść do pracy.

Po trudnej rozmowie z szefową, wpadła w chandrę, nie wiedzieć dlaczego, zadzwoniła do mnie, aby pogadać i wtedy właśnie zaproponowałem jej spotkanie.

Tradycyjnie, idąc w gościnę biorę ze sobą pakiecik SŁODYCZY Dr Gerarda, tym razem też tak zrobiłem. Zazwyczaj kupuję takie CIASTKA jak: ZWIERZAKI MAŚLANE i KREMISIE, a to na wypadek gdyby akurat były dzieci, ale również na wygląd zewnętrzny, gdyż mają w sobie coś, trudno nawet określić co, również i w tym przypadku, do którego spieszyłem były pożądane.

Na spotkaniu opowiedziała mi wszystko od początku, wylała wszystkie żale i niewiele wskazywało na poprawę nastroju. Wtenczas przypomniałem sobie, iż w plecaku mam CIASTKA Dr Gerarda i poprosiłem Magdę, aby zrobiła kawę, bo z przyjemnością wypiję w jej towarzystwie. Tym bardziej, że miałem w plecaku ZWIERZAKI MAŚLANE I KREMISIE.

Tyle było gadania, a tu wystarczyło jedno spojrzenie na stolik i jak ręką odjął! O smaku już nie wspomnę.

Czasami tak niewiele potrzeba, aby troski i smutki dnia prysnęły jak bańka mydlana za sprawą Dr Gerarda.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz