czwartek, 17 listopada 2016

trudny dzień



Takiego dnia skomplikowanego dawno nie miałam. Zaspałam do pracy przez ciągle psujący się budzik. Dwójkę chorych dzieci zostawiłam przy mamie, która mnie obudziła. Była bardzo zdziwiona moim wylegiwaniem się w łóżku. Szybko wyskoczyłam z pościeli, ubrałam się nie jedząc pobiegłam na autobus. Pracuje w szpitalu jako sprzątaczka, czasem pomagam wydawać posiłki pacjentom. Na oddziale zauważyli moje późniejsze przyjście. W tym dniu właśnie miała być kontrola sanepidu. Wszyscy od samego rana pracowali jak w ukropie. Nawet nikt nie miał czasu dać mi nagany. Ja energicznie wycierałam, myłam zaglądając do wszystkich zakamarków. Dopiero po południu Kupiłam sobie bułkę i zagotowałam wodę na kawę. Koleżanki idąc moim przykładem też piły kawę. Najmłodsza Kasia poczęstowała nas ulubionymi słodyczami Dr. Gerarda. Zjadłam parę maślanych herbatników. Na prawdę  pychotka prawdziwe niebo w gębie. Już myślałam, że koszmar się skończył. Po wypiciu kawy nastrój mi się poprawił, ale nie na długo. Za pół godziny zadzwoniła mama w panice, bo Monika ma prawie 40 stopni. Dała jej czopek, okładała mokrymi ręcznikami. Trochę pomogło, ale w dalszym ciągu temperatura była wysoka. Już nie odrabiałam tej spóźnionej godziny tylko           wróciłam do domu. Jakby tego było mało samochód męża zepsuł się. Nie wiele myśląc zadzwoniłam po pogotowie. Przyjechało w ciągu dziesięciu minut. Lekarz podejrzewał bakteryjne zapalenie opon mózgowych. Pięcioletnia Monika od razu została zabrana do szpitala. Wieczorem, gdy mąż naprawił auto to razem pojechaliśmy do szpitala. Stan dziecka był stabilny, ale jeszcze bardzo niebezpieczny. Dopiero po trzech tygodniach wróciła do domu. Na szczęście bez żadnych dodatkowych powikłań. Uczciliśmy to wydarzenie częstując się smacznymi ciasteczkami Dr. Gerarda.      

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz